Miasto w dziwnie jambicznym rytmie
Ociera się o wieczność
Szumem tramwajów
Wiatr stawia kroki w krzywym algorytmie
Zmienia fortele
Łagodnie stąpając
Wzdłuż nieb lustrzanych
I luster szklanych
Odłamki rozbitych promieni
Surowy plusk wody
Kałuż rozdeptanych
Laserem chłodnawej czerwieni
I cień pośrodku
I oddech zdumiony
I źrenic udane repliki
Stoją żegnając
Łzą nieposkromioną
Kolejny wieczór solarnej republiki